KAMISHIBAI W WERSJI DOMOWEJ, CZYLI JAK Z CYRKU W DOMU ZROBIĆ TEATR W SZKOLE

Mój mąż od kilku miesięcy pasjonuje się składaniem modeli samochodów. Skręca, łączy, klei, potem umieszcza eksponat w najbardziej widocznym miejscu naszego mieszkania, w specjalnie na tę okazję przygotowanej i oświetlonej witrynie, na koniec siada na kanapie i popijając łyk herbaty podziwia swoje dzieło…

Konia z rzędem temu, kto wyjaśni mi, co fascynującego może być w kilku kawałkach metalu, ale mniejsza z tym. Ostatnio jednak wydarzyło się coś, co zmieniło moje podejście do pasji mojego męża.

Sobotnie popołudnie. Wracam z zakupów. Wchodzę do salonu i staję jak wryta. Na kanapie, na stole, na meblach, na dywanie – pudła. Wszędzie pudła. Tysiące pudeł. W największym siedzi moje dziecko umorusane od stóp do głów czekoladą  i udaje, że rakietą leci w kosmos. Tego było już za wiele. Cyrk się rozpoczął.

W dzikim szale otwieram usta i zasypuję męża słowotokiem… że ma się pozbyć tego dziadostwa, że mieszkam w muzeum starych gratów, że z mieszkania składnicę śmieci robi, że pieniądze w błoto wyrzuca i tak dalej. Ten nie pozostaje dłużny – odbija piłeczkę. I to skubaniec najcięższy kaliber wyciąga.

 – Tak? Policz lepiej, ile nasz budżet traci miesięcznie na Twoje bibeloty, kosmetyki i dziesiątą z kolei parę butów – słyszę.

Zapowietrzam się.

O ty szelmo, myślę sobie, tak pogrywasz? Nabieram powietrza w usta. Już, już mam rzucić jakąś ciętą ripostą, gdy ten nagle, ni stąd ni zowąd, mówi:

– Zrób z tych pudeł użytek. Jakiś teatrzyk do tej twojej szkoły czy coś tam?

Chwila ciszy. Myślę. Pomysł już kiełkuje. Jest! Mam!

– No tak! Kamishibai!

Zabieram pudła i zaczynam działać. Mąż oszołomiony patrzy na mnie jak na niespełna rozumu. Przed chwilą mało mu oczu nie wydrapałam, a teraz z uśmiechem na ustach puszczam mu oczko.

 – Czasem się ciebie boję – stwierdza.

No, i prawidłowo, myślę sobie. Porządek w tym domu musi być!

A teraz do rzeczy.

Czym jest kamishibai? Znaczenie tego słowa doskonale oddaje etymologia tego wyrazu: kami = papier, shibai = sztuka. Jest to wywodząca się z Japonii sztuka głośnego czytania i opowiadania. Technika ta wykorzystuje kartonowe plansze z ilustracjami (shibai) oraz drewnianą skrzynię (butai),  która przypomina teatr marionetkowy. Ilustracje opowiadają historie, a każda plansza przedstawia kolejny fragment opowieści.

Wygląda to tak:

                                                                                                                                          fot. https://foter.com/

Więcej na ten temat przeczytamy TU:

https://www.tibum.pl/shop/co-to-jest-kamishibai

i obejrzymy TU:

https://www.youtube.com/watch?v=BxTBx4m01Ik

Kupno Kamimshibai to nie jest tani interes. Sam teatrzyk to cena ok.100 zł, a natomiast cena kart do jednej bajki to koszt w granicach 50 zł. Można jednak pokusić się o alternatywne rozwiązanie i spróbować samodzielnie wykonać zarówno teatrzyk, jak i karty.

Wykonałam 2 egzemplarze – pierwszy, większy, z kartonu. Jedną ze ścian wycięłam, tworząc miejsce na ekran. Do środka włożyłam 3 rolki po ręczniku papierowym. Pełnią one rolę podpórki do kart z ilustracjami w formacie A4. Nie są one przymocowane na stałe – można je w każdej chwili wyjąć. W jednej z bocznych ścian wycięłam kilkucentymetrowy pasek. W tym miejscu będę umieszczać karty z obrazkami. Celowo nie ozdobiłam kartonu. Dzieciaki będą miały większą frajdę, gdy pozwolę, by zrobiły to samodzielnie.

 

Drugi egzemplarz jest mniejszy, podręczny,  wykonany ze starej ramki, do której przygotowałam karty w formacie A5 – przyda się podczas zajęć dydaktyczno – wyrównawczych oraz podczas indywidualnej pracy z uczniem. Bardziej przypomina klasyczny kamishibai, ponieważ na odwrocie kart znajduje się czytany przez lektora tekst wraz z miniaturą ilustracji.

Taka pomoc dydaktyczna może służyć w różny sposób:

  1. Tradycyjny:

Umieszczamy teatrzyk na biurku, na wysokości oczu publiczności. Następnie nauczyciel, zmieniając płynnie kartonowe plansze z obrazkami, czyta treść utworu. Każda plansza przedstawia kolejny fragment opowieści. Tył karty zarezerwowany jest na tekst oraz miniaturkę obrazka. W wersji kartonowej mojego kamishibai taka opcja była niemożliwa, więc karty z treścią i miniaturą ilustracji wydrukowałam osobno.

  1. Niestandardowy:

Możemy oddać głos dzieciom. Dzielimy uczniów na 2 grupy, każdej wręczamy karty do innego , poznanego wcześniej utworu. Zadaniem grupy jest ułożyć karty w odpowiedniej kolejności zgodnie z chronologią wydarzeń. Następnie uczniowie tytułują w formie równoważników zdań każdą kartę, tworząc w ten sposób plan wydarzeń. Na koniec opowiadają treść utworu, posiłkując się zmieniającymi się ilustracjami.

Karty?

Można spokojnie znaleźć w sieci. Jest tego naprawdę dużo. Na początek przygotowałam 10 kart ilustrujących treść baśni „Kopciuszek”, karty do baśni „Czerwony Kapturek” oraz do utworu A. Puszkina „Bajka o rybaku i złotej rybce”, ale sukcesywnie będę uzupełniać swoje zasoby. Nie udostępnię ich w wersji do pobrania, ponieważ nie jestem autorem ilustracji, ale znalezienie ich w Internecie naprawdę nie zajęło mi wiele czasu.

Karty można również wykonać samodzielnie, w czym na pewno pomogą uczniowie. Moi piątoklasiści przygotowali karty ilustrujące treść utworu Adama Mickiewicza „Przyjaciele”. Każdy  z nich miał zilustrować konkretny fragment utworu. Na następnej lekcji uporządkowaliśmy obrazki w kolejności chronologicznej, a następnie, kiedy płynnie zmieniałam obrazki w ekranie mojego teatrzyku, wskazany uczeń opowiadał treść utworu.

Rewelacyjny efekt! Po pierwsze, uczniowie byli bardziej skupieni niż dotychczas, ponieważ opowiadając treść utworu, musieli dokładnie analizować ilustracje. Po drugie, było to dla nich zupełnie nowe doświadczenie, więc wszyscy z uwagą obserwowali, co się dzieje podczas lekcji. Po trzecie, korzystanie z własnoręcznie przygotowanych materiałów sprawiło, że niemal wszyscy naprawdę chętnie uczestniczyli w zajęciach. Każdy chciał „się sprawdzić” i opowiedzieć własnymi słowami treść utworu.

Polecam  – kamishibai na lekcji to doskonały sposób na zrozumienie czytanego utworu,  wzbogacanie słownictwa czy usprawnianie umiejętności redagowania opowiadania. Dzieci szybciej mogą przyswoić treść danego utworu, ponieważ jego odbiór jest polisensoryczny.

Dodatkowo wersja z kartonu może posłużyć jako makieta podczas lekcji związanych z wiedzą na temat teatru. Dobry pomysł podsunęła mi moja córcia, która, wykorzystując chwilę nieuwagi podwędziła kartonowe pudełko do zabawy klockami lego. Pomyślałam, ze w taki sposób możemy omówić słownictwo związane z teatrem – bazując na makiecie oraz klockach możemy zapoznać dzieci z takimi pojęciami jak  „widownia, scena, aktor, rola, rekwizyty, scenografia, kurtyna, kulisy” i wiele innych.

I tak znienawidzone przeze mnie  hobby mojego męża przywróciło spokój w naszym domu. I mąż zadowolony, że może bez przeszkód majsterkować, i ja szczęśliwa, że nową pomoc dydaktyczną zyskałam. Chyba musimy się częściej kłócić. Z tego wynikają same korzyści!

           

 

About the author

Monika.Iwanowska

View all posts

1 Comment

  • jak ja tego Pani męża wspieram w pasji! Sama zbieram lalki i mam ich spoooro! czasem zabieram do pracy… przydają się jako pomoce naukowe =)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *