Życie nauczyciela w wiejskiej szkole nie jest łatwe. Ograniczony budżet nie pozwala w pełni rozwinąć skrzydeł. Każdy grosz obracany jest w palcach i oglądany z obydwu stron, zanim zostanie wydany. Jednak jakiś czas temu do szkolnej skarbonki wpadło co nieco i dyrekcja pozwoliła doposażyć szkolną bibliotekę. Razem z koleżanką stworzyłyśmy listę i po jakimś czasiie świeżutkie pozycje wpadły w nasze rączki. Z wielką ochotą, zachęcona pozytywnymi komentarzami innych nauczycieli, zabrałam się do lektury powieści „Magiczne drzewo. Czerwone krzesło”. Spodziewałam się wielkiego WOW, tymczasem mam mieszane uczucia. Pojawiło się w mojej głowie kilka wątpliwości, które nie przekonują mnie do tej książki.
Historia rodzeństwa, którego życie zmienia się dzięki magicznemu krzesłu, jakoś mnie nie urzekła. Odnoszę wrażenie, że fabuła została stworzona trochę na siłę – główni bohaterowie podróżują, narażając się na wiele niebezpieczeństw, tymczasem mają przy sobie krzesło, które spełnia wszystkie życzenia i w każdej chwili mogłoby przenieść ich do miejsca, którym przebywają rodzice. Autor w słowa jednego z bohaterów wplata wyjaśnienie, że magia krzesła nie działa na odległość, dlatego dzieci nie mogą tak po prostu poprosić o to, by znalazły się na statku Queen Victoria. Skoro jednak są w stanie wyczarować lwa wielkości dinozaura czy niebieskie konie, to dlaczego np. nie zażyczyły sobie samolotu z pilotem, który pomógłby im przebyć drogę w dużo krótszym odstępstwie czasu? Może trochę się czepiam, ale daję głowę, ze moi uczniowie szybko zwrócą uwagę, że problem bohaterów można było rozwiązać dużo szybciej. Rozumiem, że na tym szczególe opiera się cała akcja, ale wydaje mi się to dziwnie „sztuczne” i tworzone na siłę.
Nie bardzo też pojmuję, dlaczego w sytuacji, gdy państwo Ross dostają ofertę pracy na statku, zmienia się ich stosunek do Filipa, Tosi i Kukiego – stają się opryskliwi, dają dzieciom do zrozumienia, że są im niepotrzebne, ponieważ stają na drodze do realizacji ich planów zawodowych. Przecież kiedy Filip, jeden z bohaterów, wypowiada życzenie, aby mama i tata znaleźli pracę i zarabiali mnóstwo pieniędzy, nie wspomina o tym , że rodzice mają przestać ich kochać. Ciotka Maryla dodaje tylko, że chce, aby rodzice się zmienili i przyjęli propozycję wyjazdu, ale czy chodzi jej o zmianę podejścia do dzieci? Skąd taki pomysł – nie wiem, mam jednak obawy, że dla młodego czytelnika z treści może wynikać niewłaściwy komunikat – w życiu albo zakładasz rodzinę, albo realizujesz się zawodowo, musisz wybierać. Naprawdę nie da się tego pogodzić? Państwo Ross nie mogli po prostu zwyczajnie pożegnać się z dziećmi, musieli dać im do zrozumienia, że ich nie chcą?
Brak mi też w książce jasnego przesłania, głębszych treści skłaniających do refleksji. Postacie, poza ciotką Marylą, też wydają mi się…nijakie.
W pierwszym odruchu postanowiłam wyrzucić tę powieść ze swojej listy lektur uzupełniających. Mleko się już jednak rozlało, książki zostały zamówione, a szkoda by było, by stanowiły jedynie ozdobę i kurzyły się gdzieś w zaciszu szkolnej biblioteki, dlatego ostatnio podjęłam próbę przekonania samej siebie do tej lektury. Zaczęłam od wypisania zalet, a i takich, jak się okazuje, jest niemało:
Wątkiem, który zdecydowanie niesie ze sobą treści dydaktyczne, są losy ciotki Maryli – ułożonej, majętnej, ale samotnej i nielubianej bisneswoman, która za sprawą czerwonego krzesła przechodzi przemianę – w dosłownym i przenośnym znaczeniu tego słowa. Jako siedmioletnia Wiki zauważa wartości, których do tej pory nie dostrzegała. Jej historia skłania do refleksji na temat tego, co jest ważne w życiu i co jest źródłem prawdziwego szczęścia. Na pewno, jeśli zdecyduję się omówić tę powieść, postaram się skupić uwagę uczniów na tej postaci. Zastanowimy się nad tym, dlaczego bohaterka chce wyrzucić czerwone krzesło do morza – jaki ma w tym cel, co zrozumiała, czego doświadczyła, czego pragnie? Można by też na koniec zbudować z dziećmi wspólną piramidę wartości, które są źródłem prawdziwego, trwałego szczęścia.
Oczywiście nie można pominąć najważniejszego – wątek tytułowego czerwonego krzesła powinien być omówiony bardzo dokładnie. Być może karta ułatwi zebranie podstawowych informacji:
Warto też chyba skupić się na tym, że życzenia wypowiadane przez bohaterów nie zawsze odzwierciedlały ich oczekiwania. Tutaj podzieliłabym uczniów na grupy. Większość fotografii zamieszczonych w powieści dotyczy życzeń realizowanych przez czerwone krzesło. Można by każdej grupie przydzielić określoną ilustrację.
Zadanie polegałoby na rozpoznaniu życzenia, którym była mowa w tekście. Zamiast fotografii można też każdej grupie przydzielić odpowiednią ilość ikon do rozpoznania – zadanie polegałoby na wyjaśnieniu, z jakim życzeniem związana jest dana ikona.
Taki bank ikon można stworzyć, korzystając ze jstrony: https://thenounproject.com/.
Każda grupa musiałaby też przeanalizować dane życzenie pod kątem kilku punków:
- Kto i w jakich okolicznościach wypowiada życzenie – gdzie, kiedy, po co?
- Treść życzenia.
- Realizacja.
- Skutki.
Na koniec wnioski – trzeba uważać na słowa i na życzenia, które wypowiadamy. Można by tu poruszyć wątek sprawczej mocy słów – słowami mogę pocieszyć, zmotywować do działania, ale i sprawić ból, zranić kogoś.
Aż się prosi też, aby dzieci zastanowiły się nad tym, o co chciałyby poprosić czerwone krzesło. Rewelacyjny pomysł miała pani Joanna Godzieba – Burkacka , która w grupie polonistów z pasją opublikowała pomysł na projekt „Moje czerwone krzesło i jego magiczna moc”. Każde z dzieci przygotowywało swoją wersję magicznego krzesła i wskazywało jego magiczne moce.
Nazwisko, opis pomysłu oraz zdjęcia autorstwa pomysłodawczyni publikowane za zgodą autorki projektu.
Od siebie tylko dodam, że poprosiłabym też, aby każdy spróbował zastanowić się nad pozytywnymi i negatywnymi skutkami mocy swojego krzesła.
Dzieciakom książka zapewne się spodoba – jest prosta w odbiorze. Czyta się ją łatwo, szybko i przyjemnie, nie trzeba podczas lektury wytężać umysłu i skupiać się, aby zrozumieć treść – wszystko podane jest w formie, określiłabym, nieco „łopatologicznej”. I nie jest to zarzut – to jest kolejny punkt, który działa na korzyść powieści. Dużo się też dzieje – akcja toczy się wartko, obfitując w nieprzewidziane zbiegi okoliczności, więc mam pewność, że uczniowie nie będą się nudzić podczas lektury.
„Czerwone krzesło” może być dobrą odskocznią od trudnych, wymagających utworów, z którymi niejeden raz zetkną się uczniowie, szczególnie w klasach VII-VIII. Tym bardziej, ze to przecież lektura uzupełniająca.
Podsumowując, uwag jest dużo, ale też wiele korzyści, które przemawiają za tym, żeby spróbować i nie spisywać książki na straty 🙂
Dokładnie takie same przemyślenia miałam po przeczytaniu tej książki jak Pani. Cały dzień rozmyślałam jak ją omawiać z uczniami, na co zwrócić uwagę. Szukając w sieci pomysłów, natknęłam się na Pani bloga. Dla początkującego nauczyciela polonisty, to cenna pomoc. Wszystko się rozjaśniło, dziękuję za inspirację. Bardzo podobają mi się karty pracy, żałuję, że nie można ich pobrać. 😉
Ja też bym bardzo chętnie pobrała karty pracy. 🙂 Może uda się wrzucić?