„Ortografia, co do głowy trafia”
Piękny slogan, tytuł jednej z pozycji opracowanej przez Annę i Józefa Częścik z myślą o uczniach i wszystkich tych, którzy nie chcą popełniać błędów ortograficznych.
Mnie jak na razie trafia jedynie szlag, i to za każdym razem, gdy sprawdzam prace moich uczniów. Co jest nie tak, myślę. Gdzie popełniłam błąd? No przecież tyle razy powtarzaliśmy zasady pisowni wyrazów z „ó”, a ten mi „ból” pisze przez „u”.
Gdy dyktanda czy wypracowania moich uczniów zabieram do domu, mój mąż ma wtedy niezły ubaw.
– Oho, zaraz zacznie się spektakl – zaciera ręce z podekscytowaniem.
Pełna nadziei i chęci do pracy zasiadam do biurka. Kurtyna w górę. Przez nasze mieszkanie przechodzi wówczas wachlarz gatunków dramatycznych.
Ostatnio, analizując swój stan w czasie sprawdzania prac, wyróżniłam 3 etapy:
1. Zaczynam od komedii. Uśmiech na widok błędów. No to Ci gagatek, no! Pani tłumaczyła, wyjaśniała, a ten z błędem napisał. Żartowniś, no! Oj te moje ananasy, z politowaniem kręcę głową.
2. Potem przychodzi tragedia. To ten moment, gdy uświadamiam sobie, że takich gagatków z błędami w tej klasie jest dużo więcej. Zamiast uśmiechu, na twarzy zaczyna gościć przerażenie. Przecież mówiliśmy o tym! Pytałam, czy wszystko zrozumiałe. Nawet na tych samych przykładach ćwiczyliśmy… Nie no, tragedia…
Jęki rozpaczy, chwytanie się za głowę, okrzyki wyrzucane z siebie co pewien czas.
Krzyk, ryk i rozpacz…
3. Ostatni etap to dramat romantyczny, kiedy ogłuszona ilością znalezionych błędów, sama zaczynam mieć wątpliwości, jak napisać dany wyraz. Targają mną sprzeczne emocje: od radości po gniew. Na tym etapie sceny realistyczne mieszają się z fantastycznymi. Niekiedy w przypływie złości pomieszanej z bezradnością zdarza mi się rozmawiać z nieobecnymi albo mówić do siebie samej.
A tak serio, na zagadnienia związane z poprawną pisownią poświęcam naprawdę sporo lekcji. Teorię maglujemy tyle razy i na tyle sposobów, że czasem ja sama mam dość. Do tego oczywiście praktyka. Wprowadzam bardzo dużo różnych ćwiczeń, organizuję konkursy, a efektów tyle, co kot napłakał. Dzieci nadal popełniają mnóstwo błędów. W tym roku postaram się poświęcić jeszcze więcej czasu na ortografię, wykorzystując stworzone przez siebie gry.
Pierwsza z nich to „Ortograficzne żetony”.
Potrzebujemy:
- 13 nakrętek po wodzie mineralnej.
- kolorowy papier.
Instrukcja:
Na każdą nakrętkę przyklejamy szablon z „ó”, „u”, „rz”, „ż” i tak dalej. Z papieru wycinamy kartoniki, zapisujemy na nich wyrazy, pozostawiając lukę z trudnością ortograficzną do uzupełnienia.
Zasady gry:
Każda grupa otrzymuje zestaw trzynastu żetonów. Losują kartonik. Należy dopasować odpowiedni żeton, uzupełniając lukę.
Można wprowadzić wersję z koniecznością uzasadnienia pisowni powstałego wyrazu.
Ostatnim etapem może być ułożenie zdania z podanym na kartoniku wyrazem.
Do dzieła!